Blizna islandzka powieść była tematem kwietniowego naszego Dyskusyjnego klubu książki. Pewnie sama bym po tę powieść nie sięgnęła, już raz nie zachwyciła mnie książka z tej skandynawskiej serii i nie czułam pokusy by czytać kolejną. Nawet rozważałam rezygnację ze spotkania. Jednak za bardzo lubię te spotkania, a pójść bez przeczytania… no nie wchodziło to w grę. Nie spodziewałam się po tej książce niczego. No może myślałam, że będzie grubsza. Nieco ponad dwieście stron, na okładce gwoździe.
Mężczyzna w średnim wieku
traci – niemalże – wszystko. Jego matka, pogrąża się w chorobie, nie wie co się
z nią dzieje. Odchodzi od niego żona, z którą się ożenił bo była w ciąży, ale i
tak przeżyli kawał życia ze sobą, a na odchodnym żona mówi, że tak naprawdę ich
córka nie jest jego biologicznym dzieckiem. Mężczyzna zaczyna porządkować swoje
życie i planuje samobójstwo. Rozważa różne scenariusze, nie chce traumatyzować
córki i finalnie jedzie do kraju – nazwa państwa nie pada, możemy jedynie się
domyślać, ja obstawiałam Jugosławię – by tam, z dala od domu odebrać sobie
życie. Jednak pobyt w zrujnowanym hotelu, w kraju, gdzie wszystko nosi ślady po
wojnie, a najbardziej wojenne blizny tkwią w ludziach i to zarówno fizycznie,
jak i psychicznie, zmienia jego perspektywę, sprawia że w drobnych pracach
znajduje nowy sens. Zaczyna czuć się jak mężczyzna.
Przyznam się, że
narzekający mężczyzna niezbyt mnie ujął. Nie jest ten wątek przedstawiony
bardzo realistycznie. Nie umiem z nim empatyzować. Oczywiście nie jestem z tych
ludzi, którzy uważają, że dopóki masz wszystkie kończyny, jesteś zdrowy, nie ma
dookoła wojny, to nie masz prawa narzekać, bynajmniej, ale nie rozumiem dramatu
bohatera. Zupełnie inaczej odbieram wątek powojennego kraju. Ciekawa jestem,
jak odebrałabym ten wątek, gdyby nie wojna za wschodnią granicą. Jak
wspomniałam czułam, że akcja rozgrywa się w Jugosławii, a wojna w Jugosławii
była pierwszą wojną, którą pamiętam, której się bałam(chociaż nie miałam
pojęcia, jak daleko jest ta wojna, to w mojej głowie ta wojna była dosłownie ad
portas. Ukazanie kraju, który niedawno tętnił życiem, ludzie tam normalnie
żyli, kochali, przyjaźnili się, pracowali, aż nagle sąsiedzi się skłócili. Pola
do spacerów pokryły miny, zamiast miłości były gwałty, zamiast przyjaźni
wrogość i morderstwo. Tymczasowość naszego życia, pozorna stabilizacja, to
niesamowicie mnie poruszyło, bardzo te fragmenty przeżywałam i chociaż długo
byłam pewna, że ta książka nie wywoła u mnie mocniejszych emocji, to finalnie
będę ją dobrze wspominać. Naprawdę warta uwagi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.
A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )
Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.
Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)
Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy
Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.
Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.