Nina jest cenionym i szanowanym przez szefów tłumaczem, darzą ją także sympatią współpracownicy z agencji. Ale jej sprawy prywatne układają się fatalnie. Po śmierci ukochanego Jamiego pogrążyła się w depresji. Dziewczyną opiekują się przyjaciele oraz siostra, która regularnie składa wizyty w jej zapuszczonym, pełnym szczurów domu, przynosi zakupy i dba o porządek. Nina wciąż nie potrafi wyzbyć się bolesnych wspomnień. Tymczasem pewnego wieczoru Jamie zjawia się w jej domu w postaci ducha.
Hm kolejny film, który oglądnęłam przypadkiem i oczywiście nie gra w nim nikt dla kogo mogłabym oglądać ;)
Pamiętacie „Miasto aniołów”? Anioł zakochuje się w śmiertelniczce i postanawia z nią być za wszelką cenę. Tuta też mamy dwa światy Nina i Jamie, muzykalna para, żyjąca sobie szczęśliwie w Londynie, kochają się, idealne „długo i szczęśliwie”, jednak to długo się nie zgadza. Jamie umiera a Nina nie może odnaleźć swojego miejsca w świecie. W świecie bez ukochanego. Serce bolało gdy patrzyłam na jej rozpacz, tęsknotę, która była… taka ludzka, rozpacz kobiety, która oddychała miłością i ktoś zabrał jej tlen, wciąż wydaje jej się, że Jamie jest z nią. Aż pewnego dnia do jej domu przychodzi Jamie i zaczyna życie z pogranicza obłąkania ze swoim zmarłym-obecnym ukochanym.
Moja interpretacja jest taka, że Jamie(w tej roli rewelacyjny jak zwykle Alan, który dodatkowo, aby mnie roztopić do reszty mówi po hiszpańsku[i co z tego, że akcent kuleje], gra na wiolonczeli, jest bohaterem tak cudownie romantycznym i patrzy tymi oczami, że serce mięknie) zjawia się w życiu Niny(aktorka rewelacyjna w tej roli, znana mi z niewielu filmów więc się nie rozpływam) aby przeprowadzić ją przez okres żałoby, lepiej niż jej beznadziejna psychoterapeutka(?). Przychodzi i uświadamia Ninie, że dalej nie może stać w miejscu, że musi pójść do przodu, zwłaszcza, że znajduje się sympatyczny mężczyzna, który chce z Niną dzielić życie.
Film wzruszający i poruszający głęboko.
Piękny wiersz recytowany pod koniec
baardzo chce to obejrzec, glownie ze wzgledu na Alana wlasnie, poza tym fabula troszke podobna do ps. kocham cie, ktory bardzo mi sie podobal choc nie byl filmem bez wad, ten, wydaje mi sie, bedzie od niego lepszy :)
OdpowiedzUsuńChyba nie tylko ja zachwycam się Alanem:)
OdpowiedzUsuńAlan to mój guru. Uwielbiam tego faceta :)
OdpowiedzUsuńI uważam, ze ten film lepszy od Ps. I love You był