Ekranizacja jednej z najbardziej znanych powieści Agathy Christie - Mordrstwo w Orient Ekspresie. Hercules Poirot musi bardzo szybko rozwiązać zagadkę tajemniczego morderstwa, do którego doszło w ekspresie. Motyw miał prawie każdy z pasażerów pierwszej klasy. Ale kto faktycznie zamordował? Kryminalny majstersztyk
Jak pewnie wiecie ostatnio niemalże oszalałam na punkcie kryminałów Agaty Christie. Jakoś tak napatoczyły mi się przed oczy w księgarniach i przypomniałam sobie a to czytane w gimnazjum opowiadanie, a to urywki rozmów o literaturze toczone u mnie w domu, podczas których Christie była niemalże pod niebiosa wychwalana za swój geniusz pisarski. Toteż zaczęłam czytać.
A że usłyszałam dużo dobrego o ekranizacjach jej powieści, postanowiłam zainteresować się. Nie ma nic przyjemniejszego bowiem, niż po wieczornej ablucji ułożyć się w ciepłym i wygodnym łóżku, z filiżanką Earl Greya i dać się porwać dobrej zagadce. Oczywiści, albo rybki, albo akwarium, należy zrezygnować z elementu zaskoczenia, albo w filmie, albo w książce. Postanowiłam odpuścić sobie niespodziankę w filmie i na dzisiejszo-wczorajszy seans(a dlaczego aż dwudniowy wyjaśnię za chwilę) wybrałam film będący ekranizacją kultowej powieści Christie. Wybór padł na „Morderstwo w Orient Expressie”. Film według opisu na wikipedii jest kryminałem i thrillerem. Hm… znałam treść książki, ale to zaklasyfikowanie zaniepokoiło mnie. Nieco.
Oglądanie rozpoczęłam wczoraj, chwilę przed północą. Zdążyłam tylko przepłynąć Bosfor i wsiąść do pociągu, odkryć zwłoki i usnęłam snem sprawiedliwego, a raczej sprawiedliwej. Chcąc się delektować w pełni filmem odłożyłam seans na dzisiejszy wieczór i po kąpieli udałam się do alkowy, do ciepłego łóżka termoforem grzanego(wiosenne wieczory zdradliwe są, a ja dodatkowo piecuchem jestem) i zaczęłam oglądać.
Bez wątpienia książka jest świetnym materiałem na film, czytając niemalże przed oczami miałam szkarłatne kimono, słyszałam szelest materiału, byłam w stojącym w zaspach pociągu. Bałam się. Tymczasem film nie wzbudził we mnie żadnych emocji. Nawet śladu.
Najprawdopodobniej jest to wina moich wysokich oczekiwań, spodziewałam się genialnej ekranizacji, a tymczasem dostałam całkiem – moim zdaniem – przeciętny film. W którym o wiele wcześniej – tak przypuszczam – można odgadnąć wiele, kluczowych dla rozwiązania – informacji. Być może samo zakończenie jest wciąż okryte nimbem tajemnicy, gdyż mimo wszystko jest ono zaskakujące i absolutnie niespodziewane, ale chyba sposób zekranizowania tego dzieła odbiera wiele walorów tej zagadce.
Nie mam nic przeciwko obsadzie, wręcz przeciwnie, uważam że wybrano świetnych aktorów, którzy wywiązują się ze swojej roli doskonale! Cudownie oddają emocje jakie targają ich bohaterami, czynią to – owszem – w sposób dosyć specyficzny, ale przeciez to film sprzed niemalże czterdziestu lat. Starszy nawet! Od mojej Siostry, wiadomo maniera gry aktorskiej była inna.
I przejdę wreszcie do postaci Herkulesa… wizualnie… całkiem nieźle… jeśli chodzi o osobowość, to zupełnie mija się z mym wyobrażeniem, jajowatego pedanta. Filmowy Herkules mało ma z dżentelmena jest raczej rubasznym jegomościem w średnim wieku. Gdzie jego arogancja?! Niee. Chociaż to moja pierwsza ekranizacja, która mogłaby rzucić cień na me wyobrażenia postaci Poirota, postaram się za wszelką cenę do tego nie dopuścić. Herkules Poirot wciąż ma więc twarz jaką stworzyła moja wyobraźnia. Zobaczymy jak długo…
Mimo tych wszystkich wad – które drobiazgowo wyszczególniłam – nie mogę powiedzieć, ze czas zmarnowałam, nie zrobiłam ani jednej przerwy – chociaż to mój pierwszy oglądnięty film od dawna – raczej seriale oglądam. Ubawiłam się w niektórych momentach przednio(naprawdę brawa dla aktorów). Zresztą ten film jest wart oglądnięcia dla samej obsady, perełki znaleźć możemy. Mimo, że film jest długi czas leci błyskawicznie i chociaż akcji z wypiekami na obliczu nie śledziłam – nie sądziłam, aby zakończenie zmieniono, oglądnięcia – nie żałuję!
Filmu nie widziałam, książkę jak najbardziej kojarzę i znam i uwielbiam Agathę !
OdpowiedzUsuńBo książka i Agata są miodzio. Film nie jest zły, ale miodzio już nie. Chociaz Bergman - świetna!
UsuńA mnie się film podobał - może dlatego, że oglądałam go jeszcze nie znając książki:)
OdpowiedzUsuńW takiej kolejności to pewnie i mi by się podobał...
UsuńJa ekranizacji nie widziałam. I być może to dobrze. Bo uwielbiam Herculesa wykreowanego w mojej głowie. :)
OdpowiedzUsuńNic nie zastąpi wyobraźni. najlepszy nawet film...
UsuńŻadnej ekranizacji książek Christie nie wiedziałam. I bardzo tego żałuję. Książkę znam, albo tak mi się wydaje. Bo dwie dzieją się w pociągu i nie wiem którą czytałam :)
OdpowiedzUsuńDziś się za "Zabójstwo Rogera Acroyda" wezmę, zobaczę czy faktycznie warto ekranizacje oglądać.
Usuń