Ostatnio
jestem na prawdziwym książkowym odwyku. Nie tylko mniej czytam(niedobrze), to
jeszcze nie kupuję. Bo po co mam kupować, skoro nie czytam zbyt wiele(jutro
podsumowanie i się okaże jak podupadłam), a emerytury i tak nie dożyję. Jednak,
ongi byłam w mieście i zobaczyłam w promocji drugą część Projektu Rosie ta pierwsza część całkowicie mnie uwiodła i pałałam
żądzą posiadania kontynuacji. Książka kilka tygodni przeleżała na szczycie
stosu(niebezpiecznie odchylając go, od pionu gwarantującego stabilność), ale
ostatnio czułam się nijako, nie miałam ochoty na żadne eksperymenty. Lektura
miała mi poprawić humor. A cóż lepszego może być niż profesor genetyki z
zespołem Aspergera??
Don Tillman powraca! Niesztampowy bohater „Projektu Rosie”, genetyk ze zdiagnozowanym zespołem Aspergera, podejmuje wysiłek, by przyswoić sobie protokół norm i zachowań dotyczących ojcostwa. Inicjuje więc projekt „Dziecko”: ustala nowy system posiłków, by dostarczyć swojej żonie Rosie odpowiednią ilość substancji odżywczych, projektuje najbezpieczniejszy wózek świata (w komplecie z kaskiem dla niemowląt) - krótko mówiąc, doprowadza Rosie do szału. Na szczęście jego najlepszy przyjaciel Gene jest w pobliżu i służy mu nie zawsze dobrą radą... „Efekt Rosie” to niebanalna komedia z ujmującymi bohaterami, pierwszorzędnym humorem i wartką akcją.
Pożycie
Dona i Rosie zaskakująco się układa. Oboje przeprowadzają się do USA, gdzie Don
pracuje na Columbi, a Rosie próbuje napisać doktorat. Prawdziwą rewolucję
zwiastuje sok pomarańczowy, okazuje się, że Rosie jest w ciąży. Ta wiadomość
wywołuje szok u Dona, szok który przeradza się w awarię reaktora. Ten jeden
wieczór pociąga za sobą szereg przeróżnych konsekwencji. Don, z typową dla
siebie drobiazgowością, zaczyna metodycznie przygotowywać się do narodzin
potomka, śledzi jego rozwój posiłkując się naukowymi publikacjami, upiera się
wziąć udział w porodzie(obcej kobiety – dla lepszego zbadania zagadnienia), ale
nie idzie z żoną na USG, opracowuje plan diety, ale lekceważy ciążowe
zachcianki. Ciąża dla normalnego faceta
jest ciężką próbą, a co dopiero dla chorego na zespół Aspergera Dona, którego
empatia nie jest mocną stroną. Jeśli ktoś się obawia, że książka, jak to zwykle
bywa, będzie słabsza niż część pierwsza – niech się nie lęka – jest świetnie.
Miałam
bardzo wysokie oczekiwania, Projekt „Rosie”
mnie zachwycił. Ta książka mnie porwała i zachwyciła, trochę się bałam, że
kontynuacja będzie wymuszona, że to będzie takie wyciągnięcie kasy na siłę, ale
NIE!! To się świetnie czyta. Miałam łzy w oczach. Ciekawe, czy po przeczytaniu
zgadniecie w którym miejscu.
Te
dwie książki, o tym jak Don walczy ze swoimi ograniczeniami, pokazują, że
wystarczy chcieć, efekt może być siermiężny, bo jednak są przeszkody z którymi
nie wygramy, ale ci którzy nas kochają docenią szczere i dobre chęci. Według
mnie to najlepsze pozycje z całej serii Gorzka
czekolada, jakie czytałam, no dobra Służące
też były super i muszę sobie powtórzyć.
Efekt Rosie,
mnie rozbawił, rzadko książki mnie bawią, ale ta, chociaż nie doprowadziła do
wybuchów śmiechu prowadzącego do zadyszki, to jednak wywołała uśmiech na mojej
twarzy i znacząco poprawiła mi humor. Cieszę się, że się skusiłam, a Wam
polecam po prostu oba tytuły : )
|
ostatnio chodzą za mną niebieskości |
Nie pisz bzdur z odwykiem. Zobaczymy, jak długo on potrwa :)) Taaa... :)
OdpowiedzUsuńJa za godzinę publikuję na blogu najnowszy stosik:) Mam w nosie odwyk, trudno, lepiej być uzależnionym od książek niż od czegoś innego. Od czegoś trzeba być uzależnionym. Co to za życie bez uzależnienia:)
Odwyk zakupowy to już długa sprawa, a czytelniczy, pewnie zamkną nam kort(albo nas z niego wyrzucą) i wiesz ;) wrócę do czytania
UsuńA obie książki muszę kupić. Tylko upoluję jakąś promocję:)
OdpowiedzUsuńpoluj, poluj, w świecie absurdu takie książki są na wagę złota
UsuńWłaśnie ostatnio dość przelotnie zwróciłam uwagę na tę książkę ze względu na okładkę - bardzo się cieszę, że teraz trafiłam na Twój wpis, bo wreszcie wiem, o co chodzi i że to druga część. Bardzo chętnie zajrzę do pierwszej, jak będzie kiedyś okazja. Tylko tak się zastanawiam, skoro głównym bohaterem jest człowiek z zespołem Aspergera, a całość do komedia - czy głównym źródłem humoru jest choroba człowieka?
OdpowiedzUsuńNie, absolutnie jego schorzenie nie jest wyśmiewane, jest tylko źródłem nieporozumień, ale to jest pretekst do pokazania, że nie trzeba być konwencjonalnym, aby być wartościowym
UsuńNie znam ani tej ani pierwszej części, ale zabawna opowieść o tym, że wystarczy chcieć ma u mnie spore szanse.
OdpowiedzUsuńkażdemu będę ją polecała!!
Usuń