Od jakiegoś czasu mam niezdrową fascynację policją, akcje antyterrorystów i takie tam. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam zapowiedź tej książki, poczułam przemożną ochotę, by się z nią zapoznać. Sprawa Marcina Mikszy była głośna i słyszał o niej każdy, kto regularnie ogląda telewizję, czyli nie ja. Ja o człowieku słyszałam pierwszy raz, ale moja mam już słyszała, kojarzy, była afera. Zaczęłam czytać, jest to przedstawienie swojego stanowiska zasadniczo jednego z głównych bohaterów tej sprawy. Jednego z kolegów, który chciał się wypowiedzieć, bo trzeci, któremu postawiono zarzuty, nie chciał rozmawiać z autorem książki. Publikację czyta się dosłownie jednym tchem i muszę przyznać, nie mogę przestać o niej myśleć, postaram się składnie przedstawić moje odczucia.
Borys był psem z krwi i kości. Tropiąc przestępców, nie zorientował się, kiedy z łowczego sam zmienił się w zwierzynę, na którą polowanie urządzili jego dawni koledzy z resortu.
Kiedy rozpoczynał pracę w CBŚP, chciał rozbić olsztyńską mafię narkotykową i wsadzić do więzienia lokalnych bandytów. Uczestniczył w rozpracowaniu białostockiej grupy neonazistów.
Kiedy składał przysięgę na honor oficera polskiej policji, nie zdawał sobie sprawy, że ważniejsze od ścigania przestępców będą układy, polityka i skorumpowani koledzy ? że trafi na prywatny folwark.
Poświęcił swoją rodzinę i oddał się pracy, która w pewnym momencie stała się dla niego najważniejsza. Nie sądził, że instytucja, której się poświęcił, zrujnuje mu życie.
Mafia, która rządzi narkotykowym biznesem, policjant, na którego polują koledzy z Biura Spraw Wewnętrznych,
i dziennikarz ufający tym, którym nie wierzył nikt.
Marcin Miksza był naczelnikiem, oficerem CBŚP w Olsztynie, pod jego wodzą policja odnosiła spektakularne sukcesy w walce ze zorganizowaną przestępczością. Razem z Tomaszem Sobczyńskim (również wydalonym ze służby, z zarzutami), prędko związali się z mundurem i od początku ciągnęło ich w stronę spraw kryminalnych, z oddaniem tropili tych złych. Szybko zaangażowali się w zwalczanie tych, co do obrotu wprowadzali pokaźne ilości narkotyków. Oddali służbie życie, niekiedy ze szkodą dla życia prywatnego. Bardzo poważnie podchodzili do roty ślubowania, którą składali, wstępując do policji. Jak do tego doszło, że odnoszący spektakularne sukcesy policjanci, którzy mieli realny wpływ na poprawę bezpieczeństwa, skończyli przed prokuraturą w Szczecinie z zarzutami i to nie za przewiezienie paczki papierosów bez akcyzy za dużo? Czy ktoś faktycznie się na nich uwziął, a może wnikliwości BSW zawdzięczamy wykrycie nieprawidłowości na szczytach policji?
Z takimi książkami mam problem, naczelną zasadą jest audiatur etaltera pars, czyli nakaz o wysłuchaniu drugiej strony. By wyrobić sobie kompleksowe zdanie, należałoby się zapoznać z aktami postępowania, co pomimo starania autora nie doszło do skutku. Aktu oskarżenia wciąż nie ma. Dwóch oskarżonych (z trzech) chce opowiedzieć swoją wersję. To nie jest rozbudowana wersja mowy końcowej przed sądem, to historia ludzi, którzy kiedyś robili co w ich mocy, by wykonywać swoją pracę. Gdy przyszli do policji, z różnych pobudek, pochodzili z różnych środowisk, mieli inne historie, ale nikt nie posadził ich od razu na krześle naczelnika, musieli swoje odsłużyć.
Wciąż na adrenalinie, narażeni na niebezpieczeństwo. To historia pracy, która staje się pasją, czasami granicząca z obsesją, ciężka orka, w której trudno liczyć na powszechną sympatię, za to bardzo łatwo narobić sobie wrogów. Zwłaszcza że środowiska, które miał na celowniku, to najgroźniejsi z groźnych. Warto przeczytać tę książkę, by zobaczyć reali pracy w tych formacjach, o których my wiemy niewiele. Jest to książka bardzo ciekawa, chociaż w sumie pokazuje, jak niewiele znaczy człowiek wobec systemu.
Książka recenzowana dla portalu Duże Ka
Ja taką fascynację policją przejawiałam w okresie młodzieńczym. Potem mi przeszło, ale sentyment pozostał, więc do książki chętnie zajrzę przy okazji.
OdpowiedzUsuń