Korrigany, małe bretońskie duszki, potrafią porządnie zamieszać w ludzkich losach. Może to jakiś korrigan postanowił zburzyć spokój Claire Autret z maleńkiej wyspy u brzegów Bretanii? Wysłał ją w polskie góry, aby tam spotkała dziwną i tragiczną postać Matki Wszystkich Lalek? Kazał jej przewartościować całe swoje dotychczasowe życie? Pamiętajmy jednak, że korrigany umieją też leczyć rany i naprawić to, co same zepsuły...
Koleżanka w poniedziałek, gdy odbierała mnie z księgarni i pytała co kupiłam i czy fajne, usłyszała odpowiedź, że zobaczę jak przeczytam. Zapytała następnie, jak kupuję ksiażki, dlaczego ta, a nie inna. Odpowiedziałam, że to intuicja, swego rodzaju chemia… Nie wiem czy to intuicja mola, kobiety, co po prostu to, że polecaliście tą książkę. A ja się w końcu złamałam. I chcę Wam polecić ze wszystkich sił. A do p. Szwai napisać list z przeprosinami, za podłe uprzedzenia…
Ale od początku, bo to nie autobiografia, ani blogowe sypanie popiołu na głowę… Książka jest właściwie opisem dwóch historii. Dwie kobiety, ich losy dzieli jakieś sześćdziesiąt lat różnicy, zresztą różni ich wiele, ale fakty które je łączą sprawiają, że książka staje się piękną całością.
Zacznijmy nie-chronologicznie. Mamy Claire, dziewczynę z Bretanii, pół-Polkę(matka Polka, Ojciec Bretończyk), dziewczyna ma prawie wszystko, poukładane życie, plany na przyszłość, kochającą rodzinę – to nie do końca, gdyż jej matka wyszła za jej ojca z wyrachowania a pewne porażki na starcie życia uczyniły ją zgorzkniałym i trudnym człowiekiem, trudnym dla rodziny, a przede wszystkim dla siebie. Claire ma siostrę, babcię i gruchanta, czyli chłopaczynę co durzy się w niej od „zawsze”. Droga jest prosta, aż po horyzont. Jednak proste rzeczy lubią się gmatwać. I tak się dzieje, Claire, która szybko staje się Klarą dowiaduje się, że Tatuś, którego kochała, nie jest jej biologicznym tatusiem, bo mamusia zagrała wielu osobom na nosie. Jej biologiczny ojciec jest umierający i chce przed śmiercią zobaczyć córkę. Mieszka w Polsce w urokliwej wisoce w Karkonoszach. Claire jedzie i nie spodziewa się jak wiele się zmieni.
Drugą kobietą, w sumie dziewczyną jest Elżunia. Jest wojna, czas niepokoju, tajemnic. Jednak mimo delikatnych, niepokojących sygnałów dziewczynka jest szczęśliwa, ma pełną i kochającą rodzinę, czwórkę dziadków. Jest tak szczęśliwa jak mogą być małe dziewczynki. Nie przypuszcza, że jej spokój runie, że w ciągu wielu następnych lat będzie odczuwała skutki tej wojny i będzie się miotała jak ryba w sieci.
Nie chciałabym Wam streszczać historii Elżbiety, ponieważ warto w nią się wczytać samemu, przeżyć te bolesne iluminacje, wzbudzić w sobie pokłady empatii, co zresztą w tym przypadku nie będzie trudne.
Książkę przeczytałam w jeden dzień(a jednak wczoraj troszkę w tej pracy bylam). Nie mogłam się oderwać, za oknem szalała burza a ja zostałam porwana w piękne, pachnące słońcem Karkonosze.
Autorka w piękny i ciepły sposób snuje swoją opowieść, tak operuje zdaniem, że czytając o radosnych chwilach mamy przed oczyma słońce przeświecające przez chmury, a strony są w nastroju jasnym i ciepłym, Gdy przenosimy się do mniej pogodnej części opowieści, wszystko staje się zimne, stalowe, sterylne. Nie jest to klasyczny romans o tym jak oni się kochają i jak próbują się ze sobą zejść. To opowieść o różnych kolejach ludzkiego życia, o tym jak wszystko jest ulotne i jak mimo podobnej sytuacji na starcie można w trakcie tego życia trafić do różnych dziwnych miejsc. Na co najlepszym przykładem jest tytułowa Matka wszystkich lalek.
Dajcie się namówić na tą książkę a nie pożałujecie, uśmiechniecie się, zachichoczecie a nawet niejedna łezka popłynie
no to może dam się namówić :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
można w bibliotece poszukać, ale to naprawdę dobra ksiażka. Warta swojej ceny
UsuńJa uwielbiam wszystkie książki p. Moniki Szwai :)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością sięgam i powracam.
Zaczynałam od "zapisków" czytałam je będąc w ciąży :)
Potem już kupowałam wszystkie inne :)
MWL uważam za najlepszą :)
Ty to musisz byc moją jakąś duchową siostrą :)
UsuńJa też myślę, że MWL to jaj najlepsza powieść, zupełnie inna niż poprzednie. A ze starych bardzo lubię Stateczną i postrzeloną. I Zapiski... I Dom na Klifie... I kilka innych... Ale spodobała mi się ostatnia zmiana stylu. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńDom na klifie nieco mnie zawiódł, ale był dobrą książką, z przesłaniem i ciepłem :)
Usuńale dla mnie najsłabsza i przewidywalna do bólu :(
UsuńPrzewidywalna była, nieprawdopodobność biła po oczach, ale sam pomysł - ciekawy. Ostatnio ją sobie powtarzałam... dużo mi tam zgrzytało, ale przesłania i ciepłą jej nie odmówię. Chociaż na kolana mnie nie rzuciła.
UsuńMnie się głównie temat podobał. Niech sobei będzie przewidywalna. :) Poza tym to były poczatki znajomości i to się chyba inaczej odbiera. :)
UsuńAno jasne ta jej książka była dosyć specyficzna :)
UsuńUwielbiam książki Szwaji, i nie wiem dlaczego jeszcze tej nie przeczytam, ale w końcu nadrobię :D
OdpowiedzUsuńTobie na pewno się spodoba :)
UsuńZ chęcią bym przeczytała i na pewno prędzej czy później to zrobię, z naciskiem na później, bo do książek tej autorki w mojej bibliotece są ogromne kolejki ;)
OdpowiedzUsuńPodobnie jest z książkami Picoult :)
Na dobre warto poczekać. :)
UsuńDo spotkania z Panią Moniką zachęciła mnie właściwie "Zupa z ryby fugu". Była to powieść zupełnie nie taka jakiej się spodziewałam. Nie, nie była zła, lecz po prostu była inna. Była nieco szalona, bujająca w obłokach, nie podporządkowana żadnym regułom.
OdpowiedzUsuńNa taką samą odskocznię od rzeczywistości liczę przy "Matce wszystkich lalek". Już sam opis fabuły zapowiada, że twardo po ziemi stąpać nie będę ;)
Dziś chciałam nabyć 'Zupę" ale nie było :( oby była tak samo dobra :D
UsuńTej autori czytałam kiedyś "Nudziarę" i później jakoś unikałam Szwai, a nie wiem dlaczego, bo książka nie była najgorsza. Następnym razem jak będę w bibliotece, to zajrzę w dział z literaturą polską :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak bywa - książka nam się podoba, ale o autorze zapominamy. Trzymam kciuki za dostanie książki :D
UsuńJako ze pochodze z miasteczka wymienionego w ksiazce, musze ze smutkiem napisac, ze opisy roja sie od bledow. Grodziec nie lezy na Slasku, nie byl w Rzeszy... szkoda...
OdpowiedzUsuń