Ryba fugu jest bardzo smaczna, ale jeśli będziemy obchodzić się z nią nieostrożnie – możemy otruć siebie i współbiesiadników. Na śmierć. Podobnie z naszym życiem. Jest ono jak potrawa dla inteligentnych. Trzeba zawsze myśleć o tym, co robimy, jakie decyzje podejmujemy – choćby targały nami szekspirowskie zgoła emocje - inaczej może się tak zdarzyć, że ktoś (my sami?) zapłaci wysoką cenę za nasz brak rozwagi.
Kobieta chce mieć dziecko – czy to zbyt wielkie żądanie? Chce być matką – czy jest w tym coś złego? Wykorzystuje możliwości, które daje współczesna nauka – po to jest nauka! W pewnym momencie jednak schodzi z bezpiecznej ścieżki – emocje wzięły górę, rozum zasnął, obudziły się upiory. Kobieta podejmuje decyzje, nie licząc się z nikim. Ważne jest tylko osiągnięcie celu.
Młoda dziewczyna, studentka – rozsądna, inteligentna, zrównoważona – chce studiować na mało opłacalnym kierunku, dla własnej satysfakcji teraz i w przyszłości. Jest osamotniona w swoich dążeniach, rodzice widzieliby ją na bardziej praktycznych studiach, a w przyszłości w rodzinnym biznesie. Dziewczyna nie ma wsparcia z ich strony. Przyjaźń kolegów z uczelni nie wystarczy na mieszkanie, jedzenie, życie. Dziewczyna podchwytuje podsunięty jej pomysł na zarobienie pieniędzy i od razu wie, że podejmuje ryzyko. Nie wyobraża sobie jednak rozmiarów tego ryzyka.
Obie te młode kobiety przypominają trochę kucharza, który beztrosko bierze rybę fugu za ogon i w całości wrzuca ją do garnka z zupą. Ktoś będzie musiał zapłacić za ten brak refleksji... a cena może być wysoka.
Skoro się ze Szwają przeprosiłam to już na całego. Wzięłam
się za glośną, onegdaj na blogach „Zupę z ryby fugu”.
Książka porusza w charakterystyczny dla autorki sposób(ale
słabiej stylistycznie niż „Matka wszystkich lalek”) tematy ważne i głośne. To
już nie jest przyjemne romansidlo na popołudnie w ogródku.
Anita i Cyprian są swieżo po ślubie, rozkręcają biznes,
oboje są zdolnymi architektami. Matka Cypriana, zaczyna nalegać w sprawie
progenitury, nie przypuszcza, że synowa tak sobie weźmie to do serca. Najpierw będą
spokojne próby, później leczenie, później In vitro, później Anita zostanie
pchnięta do ostateczności w swej desperacji postanowi wynająć brzuch. I na
własne oczy będziemy mogli zobaczyć dezaktualizację starożytnej zasady „Mater
semper certa Est”. Bo która z nich jest matką? Ta co przez dziewięć miesięcy
nosiła to dziecko, ale nie ma z nim wspólnego ani jednego gena, czy matką jest
Anita? Do czego może doprowadzić kobieca desperacja.
Okazuje się, że kobieta zdesperowana, której zegar
biologiczny glośno tyka a instynkt macierzyński się obudził, jest zdolna do
każdej głupoty, tym bardziej, że Anita ma przyjaciółkę, quasi –przyjaciolkę raczej
– Elizę, która niby z dobrego serca, podsuwa jej coraz odważniejsze pomysły, a
tak naprawdę jest osobą wyrachowaną i egoistyczną do szpiku kości. Myśli tylko o sobie, wciąż tylko kombinuje jak komuś dokopać. Ale
w białych rękawiczkach. Ale Anita chce mieć dziecko i wierzy przyjaciółce, jej
słowa bierze za dobrą monetę. Wynajmuje więc matkę zastępczą na dziewięć
miesięcy…
Książka nie skupia się tylko na problemie surogatek, to
także pewna odpowiedź na dyskusję związaną z In vitro. Tutaj moim zdaniem
autorka przejaskrawiła, aby skrytykować tych co potępiają In vitro, czyli
katolików, wprowadza do książki katola-ortodoksa, który co rok robi swojej
żonie dziecko i nie używa mózgu, tylko
ślepo przyjmuje to co mu Kościół mówi, sprawia wrażenie otumanionego przez
sektę. I jest wrednym mężem…. Nie podobał mi się ten zabieg, bo nie
podejrzewałam autorki o włączenie się w ta modną akcję ataków na Kościół. Ale
ten wątek jest tylko naszkicowany, więc nie rzuca się AŻ tak w oczy.
Monika Szwaja w swej powieści potrafiła niesamowicie zagrać
nam na emocjach, tu nie ma obojętności. Bohaterowie są żywi, irytują, budzą
współczucie, momentami ma się ochotę strzelić ich przez pusty-jak się wydaje
czerep- ale to dobrze, książka która budzi tak burzliwe emocje, bezsprzecznie
zostanie zapamiętana, będzie w nas tkwiła, jeszcze długo po zakończeniu lektury
Chociaż Monika Szwaja dała się poznać, raczej jako pisarka
lekkich powieści romansowych, to Wierznie mi, że ta książka jest zupełnie inna.
Dobra i inna!
Jest tak jak piszesz :)
OdpowiedzUsuńTo jej dobra i inna powieść niż pozostałe :)
czyli prawda pełznie mi na usta
UsuńJestem zaintrygowana, książka często "obijała mi się o uszy", chętnie kiedyś ją przeczytam. Monika Szwaja póki co pozostaje dla mnie autorką nieznaną... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńswego czasu bylo o niej głośno, ale ja wtedy miałam dość tej autorki...
Usuńparę miesięcy temu czytałam tę książkę i byłam pod olbrzymim wrażeniem. Pani Monika Szwaja napisała rewelacyjną powieść
OdpowiedzUsuńWedług mnie rewelacyjna to za dużo poeiwedziane, ale naprawdę, bardzo dobra :)
UsuńJeszcze tej pani nie poznałam. Miałam jakieś podejścia, nawet mniej-więcej orientuję się o czym pisze, ale skoro w podsumowaniu mówisz, że to coś innego, niż dotychczas, to wszystko, co o autorce słyszałam i sądziłam i tak nie ma znaczenia. Może kiedyś dam jej szansę, zaczynając właśnie od tego tytułu, który - jak sama wspominasz - trochę szumu na blogach zrobił...
OdpowiedzUsuńNie czytalam chyba dwóch jej książek, a z tych które czytałam, niektóre mnie bawiły, ale niektóre mnie znudziły i wkurzyły, ta jest po prostu inna. I dobra )
UsuńcZYTAŁAM I BARDZO MISIĘ PODOBAŁA. Polecam też "Matka wszystkich lalek".:)
OdpowiedzUsuńteż już czytałam
UsuńJa póki co przeczytałam dwie książki tej autorki. Nie byłam nimi jakoś zachwycona, ale wspominam miło. Ta zaintrygowała mnie już samym opisem, a skoro mówisz, że jest inna i chwalisz ją, to chętnie sięgnę i sama wyrobię sobie zdanie na jej temat. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, dla samej tematyki :)
UsuńKiedyś czytałam książki tej autorki, ale w pewnym momencie się do niej zniechęciłam. Jednak do tej pozycji bardzo mnie ciągnie- bo porusza ważny temat i nie jest typowym romansidłem. W takim razie koniecznie muszę się za nią rozejrzeć i przeczytać.
OdpowiedzUsuńchyba miałyśmy z autorką podobne [rzejścia ;)
Usuń