Zaczęła
się bardziej monotonna część mojej pracy. Siedzenie kołkiem na egzaminie nudzi,
na szczęście można zawiesić wzrok na jakiejś powieści. Tylko, jakiej?? Oj od
kilku dni rozmyślałam co będę czytała, propozycji było kilka i już nawet miałam
odłożone dwie powieści. A jednak zmieniłam zdanie, w ostatniej chwili.
Przypomniałam sobie o książce w pudełku obok łóżka, na kawę było już późno, ale
stwierdziłam, że kilka stron Antykwariatu
spełnionych marzeń powinno uspokoić moje emocje nadszarpnięte kryminałem.
Trochę się bałam bo debiut autorki, średnio przypadł mi do gustu. Moja Mama
jednak porwała książkę i nie mogła się oderwać i zachwalała mi tak, że w końcu
się ugięłam. Poszło błyskawicznie, czy jednak autorka całkowicie przełamała
moje uprzedzenia. Napijmy się korzennej kawy(marzyłam o niej cały dzień) i
porozmawiajmy o książce.
Emilia kocha książki. W malutkim antykwariacie przy Siennej, otoczona aromatem kawy z kardamonem, czyta niezwykłe opowieści i snuje marzenia o prawdziwym szczęściu.Pewnego dnia w jej życiu pojawia się tajemniczy Szymon. Pełne uniesień chwile nie dają o sobie zapomnieć. Ale los ma dla Emilii również inne niespodzianki. Ludzie, których od dawna zna i kocha, okazują się skrywać mroczne tajemnice.
Gdy Emilia zaczyna gubić się w ich labiryncie, dostaje od losu cenny dar. Książkę, która przechodząc z rąk do rąk, zmienia życie tych, którzy zajrzeli w jej karty.Czy tajemnicza książka pomoże również Emilii? I co się stanie, kiedy na jaw wyjdą skrywane przez lata sekrety?
Najnowsza powieść Doroty Gąsiorowskiej to pełna tajemnic historia, która otuli cię niczym ciepły koc i przeniesie w zaczarowany świat najskrytszych marzeń.
Emilia
dwa lata temu skończyła polonistykę na UJocie. Mieszka i pracuje w Krakowie.
Pracuje w urokliwym antykwariacie pana Franciszka, którego ukochana żona była
jej opiekunką. Tej parze Emilia zawdzięcza miłość, umiłowanie piękna i książek,
bo matka Emilii jest tak chimeryczna i nieznośna, że zasługuje na miano
schwarzcharakteru powieści. Lilki nie da się lubić. Jest kochliwa, zmienia
kochanków na coraz to młodszych. Ojciec Emilii odszedł od jej matki, gdy
dziewczynka była mała. Z macochą i ojcem ma dobry kontakt, wbrew wysiłkom Lili
by ich skłócić. Aż nadchodzi jesień, do Emili trafia książka z którą Zofia nie
rozstawała się przez całe życie, książka jakby wybierała sobie czytelnika.
Chociaż na początku wszystko zaczyna się sypać i przyjaźń i zdrowie ojca i
marzenia, to może jednak Emilia odnajdzie swój port?
Nie
wiem czy zacząć od plusów czy od minusów. Może od minusów. Po pierwsze wydaje
mi się, że autorce potrzebny jest dyscyplinujący redaktor, który sprawdzi tekst
i poprawi nieścisłości(na jednej stronie bohaterka je kolację, a kilka wersów
dalej, już obiad), czy powie, że ceremonia picia kawy w antykwariacie jest klimatyczna,
ale przy którymś razie już nuży, tak jak wątek spinki, który nabiera sensu pod
koniec, ale nie jest kluczowym, więc rubinowe oczko spinki, też mnie męczyło.
Ogólnie, sporo opisów powinno wylecieć bądź zostać ocyzelowanych. Zdecydowanie
jest to jednak bardziej podobna niż ta o Łucji, którą czytałam dwa lata temu(i
bodajże dwa miesiące), po tej powieści mam ochotę sięgnąć po inne książki
Doroty Gąsiorowskiej.
Bo
przechodząc do pozytywów, to muszę stwierdzić, że jest to świetna książka do
torebki, gdy musimy gdzieś przesiedzieć dłuższą chwilę. Jest bajkowa, owszem
bohaterowie, chociaż skrywają liczne tajemnice to są albo dobrzy, albo źli, ale
chyba od czasu do czasu ja potrzebuję takich baśni. Ta baśń ma dodatkowo piękną
oprawę. Magiczna atmosfera antykwariatu, morze, latarnia morska, wspaniale
działają na wyobraźnię, aż chciałoby się wejść do książki i tamtędy spacerować.
Swoją drogą opisy Krakowa są też urokliwe, ale kilka detali jednak wytrąciło
mnie z galicyjskiego klimatu. Wychodzenie na dwór i stolik nocny zamiast
nakastlika, autorka chyba nie jest krakuską. Ta opowieść to sympatyczna bajka,
w sam raz do korzennej kawy, którą teraz sobie sączę, rozmyślając o losach
Emilii, o losach każdego bohatera tej książki, bo zapadają w pamięć i w serce.
Ta
powieść pokazuje dobro w nas drzemiące, afirmuje pozytywne cechy, jak empatia,
brak egoizmu, współczucie, więzy rodzinne, prawdziwa miłość i lojalność.
Dobrze, że dziś ktoś uważa te cechy za godne pochwały. Antykwariat spełnionych marzeń to taka niedzisiejsza, niespieszna
książka, bajka dla każdej z nas.
Naprawdę
z czystym sumieniem polecam!
Cóż, ja mam trochę odmienne zdanie o tej książce. Nie podobała mi się aż tak jak Tobie...
OdpowiedzUsuńMnie przyjemnie zrelaksowała :P
UsuńCzytałam poprzednie książki autorki. Takie miłe. W tej o Ukrainie troszkę nierealne wydało mi się pojechanie na własną rękę, ot tak do Lwowa, bo na własną rękę nikt tam nie jeździ, raczej z wycieczką i w eskorcie. Ale to licencia poetica, więc czytałam. To lekkie książki, bez ambicji wyższych, ale przyjemne. Antykwariatu nie czytałam, bo nie mam jeszcze tej książki.
OdpowiedzUsuńNa własną rękę nikt tam nie jeździ?... W eskorcie?... O mój Boże, a cóż to za wyobrażenia o Lwowie? Bywam tam na własną rękę dwa razy do roku, nieprzerwanie od dekady. Miasto jest cudowne, niezwykle polskie, Ukraińcy nas tam lubią, mówią po polsku, a nawet jeśli nie, to nasze języki są tak podobne, że bez problemu się rozumiemy. Poza tym, jest tam bardzo tanio, więc nic, tylko jechać. To miasto jest w Europie... Nic nam tam nie zagraża... Lwów jest cudowny, klimatyczny i otwarty na turystów. Nie polubi go tylko ten, kto kocha Zachód z jego nowoczesnością.
UsuńNo ja kocham Lwów, a mieszkam w takim miejscu Polski, że często jest destynacją jakichś naukowych czy weekendowych wyjazdów. Wyjazd do Lwowa to nie podróż na księżyc :)
UsuńJa się trochę obawiam tej bajkowości, ale z drugiej strony, mam nadzieję, że ta powieść będzie po prostu miłą odskocznią od kryminałów.
OdpowiedzUsuńno ja od czasu do czasu lubię bajkowy klimat, chociaż też z umiarem, bo od zasłodzenia to są gofry z bitą śmietaną i toffee :P
Usuń