Zanim
jeszcze znana była premiera najnowszej powieści Remigiusza Mroza, ten ukazał
się na Targach w Warszawie i pozował w towarzystwie sporego plakatu, na którym
widniała grafika kojarząca się z jednym. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej,
jest chyba najlepiej rozpoznawalnym wizerunkiem w Polsce. Nie podobała mi się
ta strategia reklamowa, dla mnie Jasna Góra jest wyjątkowym miejscem, należy do
sfery sacrum i ja rozumiem, że świat reklamy rządzi się swoimi prawami, ale
wolałabym, żeby Autor reklamował się raczej dobrym stylem, porywającymi
powieściami, a nie prowokacją. Jestem staromodna. Jednak kiedy wśród nowości
pojawiła się właśnie powieść Czarna Madonna którą w ten sposób autor promował i zapowiadał, nie wytrzymałam i
zapałałam chęcią przeczytania. Później nieco się wahałam, bo co Remigiusz Mróz napisze jest zwykle po premierze polecane przez wiernych fanów, a z tą książką było
zdecydowanie inaczej. Nawet najwięksi fani odradzali. A ja… zaczęłam czytać i
się bałam, wy się nie lękajcie, mnie można przestraszyć byle czym, więc
początek, jeszcze czytany wieczorem, nie był rewelacyjnym pomysłem, a jako że
swego czasu oglądałam serial Supernatural,
obyło się bez wizyty na kardiologii inwazyjnej. Nawet nie musiałam podkradać
nitrogliceryny. Za to w końcu wiem, co z
tym Mrozem. Chociaż i tak prawie wszystkie jego powieści to od razu bestsellery.
Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną utracono gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Na pokładzie znajdowało się 520 osób, w tym narzeczona Filipa, która miała odbyć pielgrzymkę do Bazyliki Grobu Świętego.
Przez pierwsze godziny Filip wierzy, że samolot się odnajdzie. Nic nie wskazuje na zamach, straż przybrzeżna nie odnajduje wraku, a co jakiś czas do kontroli lotów dociera sygnał z transpondera.
Co stało się z boeingiem? Jaki związek ma jego zniknięcie z podobnymi zdarzeniami?I jakie znaczenie ma obraz Matki Bożej, nazywany Czarną Madonną?
Pierwsze odpowiedzi każą Filipowi sądzić, że niewiedza naprawdę jest błogosławieństwem.
Filip
jest jednym z księży, którzy zrzucili sutannę. Poznał kobietę i zorientował
się, że wybór kapłaństwa nie był trafny. Dostał dyspensę, a więc wciąż jest
kapłanem, może udzielić rozgrzeszenia w przypadku zagrożenia życia, ale może
brać udział w życiu Kościoła, może wziąć ślub, również kościelny. Z narzeczoną
planowali lecieć w podróż przedślubną do Ziemi Świętej, ale zobowiązania
zawodowe zatrzymały Filipa we Wrocławiu, ale narzeczona poleciała. W środku
nocy Filipa budzi telefon od ojca, tata każe mu włączyć telewizor a tam
wszystkie stacje informacyjne podają, że lot którym podróżowała Aneta, zniknął
z ekranów, rozpłynął się w powietrzu. Dziwne… dziwniejsze będzie, że to nie
jedyny lot, który zniknie, jeszcze dziwniejsze, że nad Afryką ukaże się
pentagram, wszystkie tropy prowadzą w stronę demonów, apokalipsy i wizerunku
Czarnej Madonny. Czy nadszedł koniec świata, czy na naszych oczach rozegra się
zapowiadana walka sił piekielnych z siłami Księcia Pokoju?
Tak
się bałam tej książki, bo jednak z Szatanem nie ma żartów, to raz, dwa ja
naprawdę jestem strachliwa, trzy prędko wpadam w paranoję. Bałam się, że będę
musiała kolejny raz zhejtować autora, że znowu będzie że się wyżywam, że
zazdroszczę, bo nikt nie wydał mojej powieści i tak sobie odbijam(nie wydał
nikt bo nic nie piszę : P – gwoli jasności). A tymczasem miła niespodzianka.
Odkryłam wprawdzie co mi przeszkadza w stylu Mroza, ale wiadra złośliwości nie
będzie. Naprawdę. I oby nie był to jeden Jeźdźców Apokalipsy.
Po
początkowym stopniowaniu napięcia, budowaniu atmosfery grozy, wszystko to, jak
często bywa u tego autora, po prostu wygasa. Jak wielki romans, który po
bajkowym ślubie tysiąclecia, kończy się cichym rozwodem i chociaż autor jakby
chciał się sam prześcignąć w nagromadzeniu tajemnic, różnych wątków, to znowu
jakby nie ma pomysłu na zakończenie, które będzie miało wszystkie kończyny.
Trochę tu Dana Browna, za sprawą tych wyjaśnień symboliki, co poczytuję za
plus. W Polsce wydaje się stosunkowo niewiele literatury(przynajmniej ja nie
widzę jakiegoś wysypu) w której można poczytać o religii, żeby nie były to
książki stricte religijne, bo oczywiście fachowych książek o egzorcyzmach,
demonach, eschatologii jest dużo. Może kogoś akurat ta książka zainspiruje. Nie
mogę się ustosunkować do wiarygodności tych opisów bo tym zagadnieniem nigdy
się nie interesowałam, kilka rzeczy mnie zdziwiło( naprawdę były ksiądz nie
wie, że na stronie diecezji są podani egzorcyści działający w diecezji?? To
jest powszechna wiedza dla księdza, nie spotkałam do tej pory księdza, który
nie potrafiłby powiedzieć kto w Jego diecezji sprawuje taką posługę), rozbawiła
mnie wzmianka o Kościele Wniebowstąpienia Maryi Panny, ale za to, jak już
zapowiadałam, rozwikłałam co mnie drażni w twórczości Remigiusza Mroza. To jak
On przekazuje swoją wiedzę. Tak jakby w każdym akapicie musiał pochwalić się
ile na ten temat wie. Nie ma w tym naturalnej, porywającej narracji, swobodnego
opowiadania, jest taki wymuszony referacik ucznia. To tak jakby zamiast
opowiedzieć nam o jakiejś powieści, ktoś rozbierał ją na części słowami
podręcznika do analizy literackiej. Szanse, że nas to zainteresuje, są
stosunkowo słabe. Kilkanaście książek i doszłam do tego.
Ponieważ
tyle osób mnie przed tą powieścią przestrzegało, to ani razu nie miałam ochoty
nią rzucić. Czytałam z zainteresowaniem, będąc ciekawą, jak to się skończy.
Owszem finał jest mocny, w stylu właśnie serialu Supernatural i mnie to jakoś tak kupiło tylko samo zakończenie jest
tak przekombinowane, że to już naprawdę przesada. Znowu byłam bliska
satysfakcji, ale znowu autor przekombinował, jednak do pewnego momentu czytało
mi się naprawdę z względną przyjemnością i sądzę, że nie wszyscy się na tej
książce zawiodą. I końcówki nie polecam czytać w nocy!
Czarna Madonna, Remigiusz Mróz, liczba stron: 460
Bardzo chciałabym wreszcie zapoznać się z twórczością tego autora, planowałam więc rozpocząć tę przygodę od tej właśnie powieści, bo o ile mi wiadomo to jedyna pojedyncza książka w dorobku Mroza. Nie czytam za dużo kryminałów i mogę się trochę bać...ale myślę, że warto zaryzykować.
OdpowiedzUsuńA skądże, on wydał sporo powieści nie w seriach: "W cieniu prawa" i "Świt który nie nadejdzie", oba retro, albo "Behawiorysta"
UsuńEh, a ja właśnie uwielbiam czytać w nocy :D i w nocy najczęściej to robię! a "Czarna Madonna" już czeka na mojej półce na swoja kolej, która niebawem nadejdzie :) Będzie to moje pierwsze spotkanie z autorem i jestem bardzo ciekawa czy przypadniemy sobie z panem Mrozem do gustu? :)
OdpowiedzUsuńA to jeszcze się uchowałaś :P no to tym bardziej jestem ciekawa Twojej opinii
UsuńJakoś mnie nie ciągnie do książek Mroza. Poczekam, aż będzie mniej sławny :D
OdpowiedzUsuńnie wiem czy tego dożyjemy ;)
UsuńJestem przekonana, że mnie ta książka nie wystraszy, ale nie przeczę, że w końcu chciałabym poznać twórczość Mroza. Zobaczyć o co ten szum i czy też będę miała zastrzeżenia podobne do Twoich. Promocja książki w ten sposób też mi się nie podoba, trochę niesmaczne to było.
OdpowiedzUsuńNawet bardziej niż trochę. Najlepszą reklamą wcale nie jest skandalizowanie
UsuńZgadzam się, ale Mróz chyba tak robi, w końcu z jego pseudonimem też wiąże się mały skandal.
UsuńChodzi za mną twórczość Mroza, chodzi. Ale ci wszyscy blogerzy, którzy go tak strasznie chwalą w moim wypadku wykonują zadanie wręcz przeciwne - sprawiają, że jest go za dużo i przez to nie chce go czytać. Pamiętam promocję tego tytułu na Targach i oburzenie sporej grupy ludzi. W sumie trochę za bardzo ta reklama była. Na razie chyba jednak nadal nie będę sięgać po twórczość Mroza.
OdpowiedzUsuńMiałem sen. Bardzo dobry sen. W tym śnie panował na świecie pokój, a obrażeni profanacją jasnogórskiej Ikony - symbolem łączności między prawosławiem (bo to Ikona - szczególnie czczona na Wschodzie, a nie wariacja sacro-malarska) i katolicyzmem, bo to Matka w ważnym dla Polaków miejscu), że ci obrażeni przedmiotowym potraktowaniem Czarnej Madonny czytelnicy Mroza postanowili nie kupować tej książki. Wydawca musiał brzytwy się chwytać i dał do Biedronek za 4.99, ale i tu nikt nie chciał. Za darmo, z dodrukowaną obwolutą z wielkim napisem "Przepraszamy" też nikt nie chciał. I biedny Mróz poszedł na przemiał. W moim śnie tam, gdzie była zbrodnia, tam była i kara. A tak na serio to mi też ta okładka nie podobała się, jedna rzecz to wolność twórcza, a inna to obraza obrazem i działanie najniższych instynktów kontrowersją. Dla wierzących Matka Boża jest Matką, gdy ktoś obraża mi rodzinę to łykać jak pelikan z radością tego nie będę. Podoba mi się Twoja recenzja, bo jest zdroworozsądkowa i braki Mroza demaskuje. Opis mnie, jeszcze przed premierą, zaintrygował. Gdyby nie okładka, to bym od tego zaczął lekturę Mroza od tego. Tylko że Mroza nie skrzywdził tylko grafik taką okładką. Nie tylko wydawca taką reklamą. Ale i ten, kto tworzył opis książki. Pisanie, że w tej książce autor jest "polskim S.Kingiem" (czy jakoś tak) jest tak wielką obietnicą nie do pokrycia, że z tej hiperboli fajności wychodzi hiperbola tak ogromnej porażki. Fani odradzają, świetnie zdemaskowałaś zakończenie, fani Kinga tę książkę wyśmieją, ludzie wierzący odrzucą przez okładkę, a recenzenci wytkna wady. Miałem sen. A może to proroctwo? ;) oczywiscie z lekkim dystansem piszę :)
OdpowiedzUsuń