Charlotte Brontë jest bez wątpienia autorką trzech niezwykłych książek: Jane Eyre, Shirley i Villette. Do dziś nie wyjaśniono, czy pozostałe powieści sygnowane nazwiskiem Brontë (Wichrowe Wzgórza, Agnes Grey oraz Lokatorka Wildfell Hall) wyszły spod jej pióra czy też rzeczywiście całe rodzeństwo było na równi utalentowane i mamy do czynienia z twórczością trzech sióstr.Niewątpliwe jest również to, że Charlotte zostawiła w swoich papierach cztery Niedokończone opowieści. Jest to równie niezwykła proza, jak wszystko co wyszło spod jej pióra. Dlatego też dziś proponujemy czytelnikom i miłośnikom geniuszu Brontë te cztery niedokończone utwory, wierząc, że dalsze ich wątki rozwinie Wasza wyobraźnia.
Sekretu osobowości autorki Charlotte Brontë nie sposób do końca wytłumaczyć, można jedynie snuć przypuszczenia. Obserwując jej życie, decyzje i drogę twórczą, trudno nie zauważyć, że Brontë kapitulowała przed samą sobą. Rozwój jej talentu wyznacza właściwie dążenie do samopoznania. Jego eskalację odzwierciedla zaledwie rozpoczęta powieść, Emma, urywająca się po dwóch rozdziałach. Tu można postawić pytanie: dlaczego Charlotte odłożyła tę pracę, skoro nie zadecydowały o tym żadne gwałtowne okoliczności? Może dlatego właśnie, że przeczuwała, iż dojdzie w niej do samookreślenia?
Wszyscy zaczytujemy się
nowościami. Literatura współczesna jest na fali. Zwykle, gdy mówię komuś, że
moje ukochane książki to klasyka, a ulubieni Autorzy, zwykle nie żyją od kilku
dekad, słyszę wymruczane – nuuuudy. Z
czego to wynika? Że moi znajomi to plebs
bez gustu? Nie… wynika to z tego,
że gdy szukamy natchnienia do lektury szukamy jakiegoś bodźca, jakiego? Ano
wchodzimy do księgarni/biblioteki i szukamy… a tam zwykle eksponowane są
nowości. Biada czytelnikowi klasyki, który chce kupić dobrą powieść w
księgarni, albo nakład jest wyczerpany, albo zaoferuje się Nam koszmarka dla
uczniów oraz ludzi bez mózgu, z dokładnym opracowaniem i przypisami w ramkach,
abyśmy wiedzieli o czym czytamy.
Tak było… dawno nikt klasyki nie
wznawiał, na szczęście teraz kilka wydawnictw, a zwłaszcza MG robi wyłom w
tamie współczesnej prozy i przypomina o książkach, które warto znać i czytać, o
książkach o których kiedyś mogliśmy tylko marzyć. Na dodatek wydanych tak
pięknie, że cieszą nie tylko duszę, ale i oko.
Ale, ale… nie chcę pisać
panegiryku, tylko ciężko mi inaczej zacząć, bo jeszcze do niedawna siostry
Bronte, były wielkimi pisarkami, ale my wiedzieliśmy o tym tylko ze słyszenia.
Na polskim rynku dostępne były „Wichrowe wzgórza” i „Dziwne losy Jane Eyre”, ale teraz możemy sami sprawdzić, ze co
Anglicy kochają Siostry z wrzosowisk.
Teraz wydawnictwo MG oddaje w nasze ręce zbiór czterech niedokończonych
opowieści Charlotte Bronte. Pierwsze w Polsce
wydanie, pierwsza możliwość przeczytania jeszcze czegoś. Miłośnicy klasyki
zapewne czytali tego newsa z wypiekami na twarzy.
No dobrze, dostajemy w swoje ręce
książkę, pięknie wydaną, pasującą do poprzednich tomów z serii, jest bardzo
elegancka, ciężko to opisać, trzeba samemu zobaczyć… trochę ponad dwieście stron i cztery
opowiadania…
W tym tomie zebrano cztery
niedokończone opowieści: „Ashwoth”, która opowiada o losach pochodzącego z
dobrej rodziny dżentelmena, który zszedł na złą drogę, roztrwonił majątek,
niezbyt dobrze się prowadził, ale założył rodzinę i miał dzieci, a w dalszej
części poznamy jego córkę. Niestety… akcja prędko się urywa i nie wiemy, jak
autorka chciała dalej poprowadzić akcje… znamy jej styl, możemy spróbować
odgadnąć, jak by dalej się potoczyło… szkoda… Następnym opowiadaniem jest „Emma”,
chyba najbardziej przypadło mi do gustu to opowiadanie, jest takie angielskie,
opowiada o szkole dla panien, klimatem przypomina trochę „Małą księżniczkę”. Do
pensji dla panien, z wielką pompą zajeżdża nowa uczennica, z racji na swój
majątek, doskonałe koneksje jest faworyzowana, chociaż niczym szczególnym się
nie wyróżnia, ale jej osoba skrywa tajemnicę… Braku rozwinięcia tego
opowiadania nie mogę Bronte wybaczyć. Tu jest tak duże pole do popisu, że aż
mnie serce boli… Fajnie napisane.
Kolejnym opowiadaniem jest to noszące tytuł „Państwo Moore”, opowiada ono o
małżeństwie, niedługo po ślubie, a więc dość nietypowo jak na ten okres
literacki, gdy pisarki, kobiety, zwykle na ślubie kończyły swoje historie.
Tutaj mamy naszkicowaną interesującą parę, o ognistych temperamentach i to też,
gdyby Bronte ukończyła swoje dzieło, moglibyśmy mieć dużą frajdę z czytania.
Ostatnia historia: „Historia WIlliego Ellina”, to opowiadanie, które jest
według mnie zbyt słabym szkicem, najmniej mnie ruszyło. Całą jego treść zawiera się w tytule i być
może byłoby w stylu dobrych, acz mrocznych i smutnych opowieści Dickensa, gdyby
zostało ukończone. Nie zżyłam się z bohaterem, ani nie miałam kiedy się
zaangażować. Ale zapowiadało się nieźle.
Takie niedokończone opowieści są
świetne na jesień, współgrają ze słotną aurą… budzą smutek i melancholię, bo z
jakiegoś powodu nie zostały ukończone. Mogły być samodzielnymi arcydziełami,
ale niestety… Ciężko mi o nich pisać, bo Bronte pokazuje swój ogromny talent,
kreuje cztery osobne historie, w różnym stylu, o różnej tematyce. Widać, że to
tylko zarysy, że miały być dopracowane… nie udało się.
Ja jestem szczęśliwa, że mogłam
je przeczytać, cierpię na uzależnienie
od dobrych tekstów, a Bronte pisze naprawdę interesująco.
Polecam Waszej uwadze ten zbiorek…
dobra angielska proza… wielbicieli, nie trzeba zachęcać : )
Wspaniała literatura, to jest doskonała książka, dzięki której możemy się nią podelektować :)
OdpowiedzUsuńTrafia na moją listę do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńA ja stwierdzam, że jednak nie ma to jak klasyka.
OdpowiedzUsuńInteresująca, niebanalna tematyka i piękny język - czego można chcieć więcej.
Klasycy mieli po prostu coś do powiedzenia a nie tylko do napisania.
O tak, dobra myśl ;-)
UsuńPodpisuję się pod powyższymi komentarzami.
UsuńA ja Was uwielbiam :)
UsuńDo dziś pamiętam pewną wciągającą opowieść bez ostatnich stron, szkoda, że dowwiedziałem się o tym w kulminacyjnym momencie. Cały czas pamiętam pamiętam ten niedosyt. Chociaż niedokończone opowieści też mają swój urok, mogą być ciekawe, to się boję takie zaczynać.No bo smutno może być a ja preferuję dobre zakończenia... najwyżej sam wymyślę. Swoją drogą to ciekawe, taka książka bez zakończenia. Nie jedna - cztery.
OdpowiedzUsuńA klasyka to klasyka - wiadomo, choć każdy ma swoją ;-)
Ogólnie - wszystko co niedokończone, pozostawia cudowne pole do imaginacji. Tam gdzie jest tylko kawa na ławę, nie ma miejsca na wyobraźnię ;)
UsuńO tak, zapowiadało się naprawdę nieźle... dawno w trakcie lektury nie przeżyłam takiej frustracji, no ale cóż... Nie ma to jak obcowanie z piękną, XIX-wieczną prozą :)
OdpowiedzUsuńJak śpiewał Happysad - "miało być tak pięknie' byłam zła, że tak wszystko się ucina :/
UsuńMoim zdaniem ludzie sięgają po literaturę współczesną, a nie klasykę, bo w pędzącym świecie potrzebują bodźców, akcji, ma się dziać i to szybko, a nie jakieś tam opisy, romantyczne sceny, czy dywagacje filozoficzne...Teraz to nawet przyjemność ma być szybka:(
OdpowiedzUsuńNiestety, dlatego dobrze, że są ludzie jak Wy, którzy celebrują nawet małe radości...
UsuńBardzo jestem ciekawa tych Niedokończonych Opowieści. Nie wiem dlaczego, ale intryguje mnie już sam tytuł. I zżera ciekawość.
OdpowiedzUsuńTytuł - bezsprzecznie kojarzy się z Tolkienem...
UsuńJa właśnie będę się zabierać za te opowiadania. Jestem ich bardzo ciekawa mojego odbioru utworów, które nie zostały zakończone.
OdpowiedzUsuńTrzeba się na to przygotować... bo może być ciężko...
UsuńUwielbiam Bronte... dlatego pewnie kiedyś sięgnę po "Niedokończone opowieści" :D
OdpowiedzUsuńzazdroszczę Ci, bo będziesz dopiero czytała...
UsuńZ całą pewnością będzie w moich planach czytelniczych - masz rację, jest coś melancholijnego w takich "niedokończonych" opowiadaniach - ale i tak się cieszymy, że mamy do nich dostęp i możemy je poznać ;)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio zaczytuję się w Lucy Maud Montgomery, gdyż "Ani z Zielonego Wzgórza" (jak i kolejnych książek z tej serii) nie przerabialiśmy w szkole - a teraz sobie to właśnie doczytuję :D Teraz już tom trzeci, a poznałam jeszcze w międzyczasie "Dziewczę z sadu" ;)
Pozdrawiam!
Montgomery jest niezawodna :) Też miałam powtórkę, chodzimy po swoich czytelniczych planach
Usuń