Kiedy zobaczyłam zapowiedź nowej książki Anny Kańtoch od razu wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać i faktycznie nie czekałam długo. Podobała mi się okładka, bo barwy szmaragdowe, to moje ulubione odcienie. W sumie to piąta książka Kańtoch, którą czytałam i mam jeszcze trzy w zapasie. Nie czytałam żadnych recenzji Trzeciej osoby, więc w sumie nie spodziewałam się niczego, ale od samego początku wczułam się w tajemnicę. Poszło dosyć szybko.
Czy można tak po prostu zniknąć? Zostawić wszystko, także dzieci?Monika i Mirosław Bresiowie pewnego dnia przepadli bez śladu, a Marcin, Milena i Mati nagle stracili rodziców. Każde z dzieci inaczej się z tą stratą uporało. Cała trójka ma też własne, nie do końca zgodne wspomnienia z czasu zaginięcia mamy i taty.W dawnym domu Bresiów zamieszkała nowa rodzina: Sławek Dębski z rodzicami. Chłopaka zainteresowała sprawa zniknięcia poprzednich lokatorów. Nie miał pojęcia, że niewinna próba poznania losu ludzi, z którymi zetknął go przypadek, zmieni jego życie. Amatorskie śledztwo Sławka staje się dla rodzeństwa bodźcem do ponownego przeżycia minionych wydarzeń.Anna Kańtoch doskonale łączy dawną tajemnicę, kwestię wiarygodności wspomnień, strategie radzenia sobie z traumą oraz – oczywiście – kryminalną zagadkę. Powstaje mroczna i fascynująca całość."Ta intymna opowieść o rodzeństwie dotkniętym wielkim nieszczęściem, które po latach wciąż ich prześladuje, prowokuje do pytania: czy warto dążyć do poznania wszystkich tajemnic? Anna Kańtoch napisała powieść, w której kibicujemy bohaterom, a jednocześnie boimy się chwili, gdy dotrą do prawdy. Mistrzostwo!" Agnieszka Kalus, kanał Czytam, bo lubię
Trzydzieści lat temu
Monika i Mirosław Bresiowie w sobotni poranek zabrali trójkę swoich dzieci i
pojechali na wycieczkę do lasu, w okolice poniemieckiego bunkra. Dzieci bawiły
się wśród drzew, aż zorientowały się, że nie ma rodziców. Najstarszy chłopiec
zaprowadził ich do wsi, gdzie policja próbowała odnaleźć małżeństwo. Do dziś
zwłok nikt nie znalazł. Najstarszy syn jest już dorosłym człowiekiem i kupił
dom na tej samej ulicy, przy której mieszkali jako dzieci, często chodzi pod
swój stary dom, co wzbudza zrozumiały niepokój aktualnych lokatorów. Ludzie
zamieszkujący stary dom Bresiów mają też inne zmartwienia, ich ukochany syn,
nie dostał się na wymarzone studia i teraz siedzi całymi dniami w domu, pogrąża
się w marazmie, aż pewnego dnia znika. Pierwsze tropy, to podejrzany sąsiad
wystający pod oknami. Policja zaczyna badać sprawę zaginięcia nastolatka i
okazuje się, ze chłopak zaczął interesować się zaginionym małżeństwem sprzed
lat. Czy te dwie sprawy się łączą? Co się stało z Bresiami, co się stało ze
Sławkiem? Wszystko to rozgrywa się na przestrzeni kilku tygodni, pewnej zimnej
i deszczowej wiosny.
Anna Kańtoch umie pisać o
tajemnicach z przeszłości. Dałam się zaskoczyć, bo nie spodziewałam się takiego
rozwiązania, chociaż rozważałam różne opcje, to jako całość, nie obstawiłam
takiego zakończenia. Ta powieść ciekawie splata kilka wątków, bo autorka
naprawdę sprawnie prowadzi nas przez różne hipotezy. Żałowałam, że jest
stosunkowo mało policyjnego śledztwa, policjant, który prowadzi śledztwo wydaje
się być postacią z potencjałem, ale też sposób prowadzenia akcji z perspektywy
osób zainteresowanych, też jest dobry, a na pewno w tym wypadku wydobywa
potencjał. Pod koniec książka trochę mi się dłużyła, ale rozwiązanie rekompensuje
czas lektury. Wątek niskiego człowieka, liściku, ustalania prawdy wprowadza
świetny element grozy. Były momenty, kiedy wieczorem bałam się czytać, dlatego wolałam
dokończyć lekturę rano.
Lubię literaturę autorki😍
OdpowiedzUsuń